Jan Maria Vianney

Kazania św Jana Marii Vianney – o odkładaniu pokuty

Zaprawdę bracia, jaka to wielka nędza, jakie upokorzenie, że poczynamy się w grzechu pierworodnym, że przychodzimy na świat jako dzieci przekleństwa. Dużo większą jednak hańbą jest żyć w grzechu, a już szczytem nieszczęścia jest w nim umrzeć. Grzechu pierworodnego uniknąć nie możemy, grzechów uczynkowych jednak możemy się ustrzec. Możemy też z pomocą Łaski Bożej z nich powstać. Dlaczego trwamy w grzechu, który naraża nas na wieczne nieszczęście? A przecież każdy z nas powinien się bać tej groźby Jezusa Chrystusa, że grzesznik będzie go kiedyś szukał, ale nie znajdzie już Boga i umrze w swoim grzechu.

Dobrze mówi Duch Święty, że występni się błąkają, że ich serca i umysły są ślepe, że sami siebie gubią. Odkładają oni nawrócenie na później i pomimo grzechów w jakich tkwią, spodziewają się szczęśliwej śmierci. Żebyście mogli lepiej poznać szkodliwość tego zaślepienia, jakim dotknięty jest grzesznik, wykażę wam dzisiaj – po pierwsze – że człowiek nawraca się tym trudniej im dłużej twa w złych nałogach. Po drugie, że im dłużej gardzimy Łaską Bożą, tym bardziej Bóg się od nas oddala i wskutek tego stajemy się coraz słabsi, a duch piekielny trzyma nas coraz mocniej w swojej niewoli.

Jak mógłbym o śmierci chrześcijanina – chrześcijanina który doświadczył, jak słodko jest miłować Boga, który wie jak wspaniałe dobra przygotował Jezus Chrystus, tym którzy boją się grzechu – jak mógłbym o takiej śmierci mówić, że jest nieszczęściem? W ten sposób można by mówić do pogan, którzy nie znają Boga i nie wiedzą nic o nagrodzie jaką On przygotował dla swoich ukochanych dzieci. Jak ślepy jest człowiek, który pozbawia się tak wielkich dóbr i sprowadza na siebie straszne nieszczęście.

A przecież widzimy ludzi którzy żyją źle, którzy gardzą Łaskami Bożymi, którzy nie zważając na wyrzuty sumienia i nie chcą naśladować pięknych przykładów. Wydaje im się, że Bóg przygarnie ich do Siebie w każdej chwili kiedy tylko do niego wrócą. Nie wiedzą, że tymczasem diabeł szykuje dla nich miejsce w piekle. Pismo Święte w wielu miejscach przypomina nam, żebyśmy z grzechów powstali jak najprędzej. Odnosi się do tego wiele gróźb, porównań, figur, przypowieści i przykładów. U Świętego Jana Ewangelisty czytamy:

chodźcie, póki światłość macie, żeby was ciemności nie ogarnęły: a kto w ciemności chodzi, nie wie, kędy idzie.
Jan 12:35

A na innym miejscu upomina nas Chrystus:

Patrzcie, czuwajcie i módlcie się; bo nie wiecie, kiedy czas będzie
Mk 13:33

Módlcie się zawsze, żeby wysłużyć sobie pomoc do walki z potężnymi i przebiegłymi wrogami. Jezus Chrystus przypomina nam, że śmierć przyjdzie jak złodziej. Gdyby gospodarz wiedział kiedy opryszek napadnie na jego dom, czuwałby i stawiłby mu opór. Przeto i wy bądźcie gotowi, bo której godziny Syn Człowieczy przyjdzie, nie wiecie.

Swoje przyjście na sąd porównuje Chrystus do błyskawicy, albowiem jak błyskawica wychodzi od wschodu słońca i ukazuje się aż na zachodzie, tak będzie i przyjście Syna Człowieczego. Dziś człowiek pełen jest życia i zdrowia, jego głowa zajęta jest tysiącami projektów, a jutro ludzie opłakują jego zgon.

Nie wiedział po co żył, jaki był jego cel ostateczny. Umarł w zaślepieniu. Jakie było jego życie, taka też była śmierć.

Pewien chory skąpiec, kazał sobie przenieść skrzynkę złota, które było jego bogiem. Chciał je liczyć, ale nie miał już na tyle sił. Położył na nim tylko rękę i tak umarł.

Innemu skąpcowi, spowiednik pokazał wizerunek Ukrzyżowanego i namawiał go do skruchy, a grzesznik na to: „gdyby ten Chrystus był ze złota, to by się opłaciło„. Z tego przykładu widać, jak za złym życiem postępuje zazwyczaj nieszczęśliwa śmierć. Przypowieść o pannach mądrych i głupich, zawiera tę samą przestrogę. Mądre, które weszły na gody, wyobrażają dobrych chrześcijan, którzy zawsze są gotowi odpowiedzieć na głos Boga. Głupie są figurą złych, którzy swoje nawrócenie odkładają na później, którzy nie spełniają dobrych uczynków. I nagle puka śmierć. Jezus Chrystus wzywa ich przed sąd, żeby zdali rachunek ze swojego życia. W tej przerażającej chwili, chcieliby uporządkować swoje sumienie, ale nie mają już czasu. Nie mają już siły, a może nie mają też i Łaski Bożej której trzeba by się podźwignąć. Błagają Boga o litość, a on odpowiada że ich nie zna, zamyka przed nimi bramę, czyli wtrąca ich do piekła.

Taki los czeka bardzo wielu grzeszników, którzy dziś spokojnie sobie żyją w nieprawościach. Może i ty bracie do nich należysz? Przestrzegałbym cię przyjacielu: dlaczego chcesz zgubić swoją duszę? Co złego ci ona zrobiła, że chcesz ją na wieki unieszczęśliwiać? O jak bardzo ślepy i niemądry potrafi być człowiek! Niczym Ezaw – za miskę soczewicy sprzedaje swoje skarby. Sprzedaje je za chwilową rozkosz, za mściwą myśl, za zemstę, spojrzenie lub nieskromne dotknięcie, za szczyptę ziemi czy kieliszek wódki. O duszo tak piękna, jak nisko cię ludzie cenią!

Żyją sobie grzesznicy przez jakiś czas spokojnie – tak im się przynajmniej wydaje. Myślą o przyjemnościach i bogactwach świata, i dopiero później, za jakiś czas jak ten Ezaw, zaczynają płakać i zaklinać Boga, żeby jej oddał utracony niebo. Ale Pan odpowiada na to, że za późno, bo już ktoś inny wziął ich błogosławieństwo.

Zatwardziały grzesznik jest podobny do nieszczęśliwego Sisery, któremu zdradliwa Jaela, dała trochę mleka, a kiedy usnął, wbiła mu w głowę gwóźdź, tak że zaraz skonał i nie miał nawet czasu opłakać swojego zaślepienia, które kazał mu zaufać zdradliwej niewieście.

Jaela wbija gwóźdź w głowę Sisera

Jak nie znalazł przebaczenia bezbożny Antioch, tak nie będzie przebaczenia dla zatwardziałego grzesznika. Zawiedzie się ciężko ten, kto zuchwale grzeszy, myśląc że nawróci się w godzinę śmierci. Ty bracie i siostro, także często nadużywasz Bożych Łask. W czasie choroby robiłeś postanowienia, że gdy tylko Bóg przewróci ci zdrowie, to się zmienisz. Wyzdrowiałeś, ale się nie poprawiłeś. Więcej: jeszcze gorzej postępujesz niż dawniej, nawet spowiedź wielkanocną opuszczasz. Pamiętaj, że przyjdzie druga choroba – umrzesz w niepokucie i pójdziesz do piekła.

Im ktoś dłużej zwleka, tym trudniej mu się poprawić. Sami wiecie, że dawniej robiła na was wrażenie myśl o sądzie ostatecznym i o piekle, tak że nawet płakaliście. Dziś już was te straszne prawdy nie przerażają, wasze serca stały się nieczułe.

Widocznie Bóg powoli was opuszcza.

A kiedy przebierze się miara grzechów, nieodwołalnie nastąpi kara Boża. Powiecie może, że wielu ludzi nawróciło się dopiero w godzinie śmierci. Prawda. że łotr po prawicy, nawrócił się dopiero w ostatniej chwili, ale on nie znał przedtem Jezusa Chrystusa, a gdy tylko go poznał – zaraz w niego uwierzył.

Powiecie jeszcze, że wielu ludzi długo leżało w grzechu, a przecież się nawrócili. Bądź ostrożny przyjacielu, żebyś się nie oszukał. Rzeczywiście – wielu żałowała, ale nie wszyscy się nawrócili. Przykładem może być Saul, który pomimo tego że żałował, poszedł na potępienie. Judasz też żałował, oddał pieniądze. I powiesił się.

Mówię wam: jeśli nie porzucicie grzechu, umrzecie nawet o tym nie wiedząc i pójdziecie na potępienie. Trwając przez długi czas w nałogach, nie dacie rady powstać o własnych siłach. Do tego potrzeba szczególnej pomocy bożej na którą wcale sobie nie zasługujecie, bo gardzicie łaskami dobrego Stwórcy.

Przypatrzmy się grzesznikowi na łożu śmierci.

Zbliża się koniec, trzeba odbyć spowiedź, trzeba otworzyć tajniki swojego serca, w którym przecież takie okropne przepaści. Trzeba wejść w jego głębiny, chociaż to serce podobny jest do krzaka, najeżonego okropnym cierniem, tak że nie wiadomo gdzie zacząć, a gdzie skończyć.

A tymczasem świadomość i świeżość umysłu, szybko znika. Trzeba by się poprawić i pojednać z Bogiem, chory robi przyrzeczenia, obiecuje Bogu poprawę, tak samo jak to robił przy poprzednich chorobach. Wydaje mu się że i tym razem oszuka Boga. Spowiednik stara się obudzić w nim szczery żal, ale widzisz że umierający ma już niewiele przytomności, prawdę mówiąc mógłby się jeszcze pojednać z Bogiem, ale przychodzi mu to już z trudnością, bo sprawiedliwy Bóg opuszcza go, karząc w ten sposób za zmarnowane łaski.

Jak często zatwardziali grzesznicy stają w godzinie śmierci przed Bogiem, bez żalu i poprawy. Tak kończy ten nałogowiec, który wszystkim gardził i ze wszystkiego sobie kpił, mówiąc że dla niego wszystko skończy się ze śmiercią. Tak kończy również ten rozkoszny młodzian, który jeszcze 2 tygodnie temu śpiewał po knajpach bezwstydne piosenki, bawił się i tańczył. Tak kończy ta młoda lekkomyślna dziewczyna, która oddawała się każdej próżności, wynosiła się nad innych, żyła tak jakby nigdy nie miała umierać.

Niestety – śmierć jest coraz bliżej, a wraz z nią zbliża się też ciężka odpowiedzialność za zmarnowane życie. I oto już oczy gasną, do drzwi puka śmierć, wszyscy obecni są jacyś zmieszani, przyglądają się choremu ze smutkiem, a ten kiedy otworzy własne oczy, ukazuje w nich strach, co z kolei przeraża otaczających. Czasami więc, obecni nie chcą na to patrzeć, uciekają od łóżka konającego, który umiera tak jak żył.

Patrzcie – przyjrzyjcie się dobrze temu widokowi, wy wszyscy którzy od tylu lat odkładacie swoje nawrócenie na później. Widzicie te zimne drżące wargi, które już zapowiadają, że trzeba umrzeć i pójść na potępienie? Wyjdź pijaku na chwileczkę ze swojej knajpy i popatrz na te blade policzki, popatrz na włosy, całe zlane śmiertelnym potem. Widzisz jak konającemu powstają na głowie włosy? Widocznie ogarnia go przerażenie i strach. Dla niego wszystko się już skończyło. Zbliża się śmierć i potępienie.

Choć i ty – córko i siostro, oderwij się na chwilę od tej muzyki, od tańców. Przyjrzyj się co i z tobą też będzie się kiedyś działo. Widzisz jak zły duch namawia konającego do rozpaczy? Widzisz te okropne konwulsje? Wszystko stracone, dusza musi opuścić ciało. A dokąd pójdzie? Niestety, mieszkaniem jej będzie piekło.

Zostało jeszcze może 4 minuty życia, obecni padają razem z kapłanem na kolana i modlą się do Boga, żeby się nad tą biedną duszą zlitował. Ksiądz odmawia modlitwy za konających i w imieniu Kościoła wzywa: duszo chrześcijańska, wychodź z tego świata!
Ale dokąd ona pójdzie, skoro tylko o świecie myślała, skoro żyła tak jakby nigdy nie miała się rozstać z ziemią? Ksiądz życzy jej nieba, którego ona nie znała, o którym nawet nie pomyślała. Trzeba by jej raczej powiedzieć: wychodź z tego świata duszo grzeczna, idź do ognia na który pracowałaś przez całe życie!

Duszo chrześcijańska – mówi dalej kapłan – weź w posiadanie Niebieską Jerozolimę.
Jak to? Ona ma iść do tego wspaniałego niebieskiego miasta? Ona okryta tyloma grzechami? Przecież całe jej życie było jednym ciągiem nieczystości. To ona ma mieszkać razem z aniołami i z Jezusem Chrystusem, który jest samą czystością? Dla niej najbardziej odpowiednie miejsce jest w piekle.

Boże – mówi jeszcze kapłan – Stwórco Wszechrzeczy, pamiętaj że ta dusza jest dziełem rąk Twoich.
Czy Bóg może przyjąć tę duszę, która jest zbiorowiskiem wszelkich grzechów i moralnej zgnilizny? Lepiej by się było zwrócić do duchów ciemności, żeby ją zabrały, bo przecież to im służyła za życia.

Boże – powie może jeszcze kapłan – przyjmij tę duszę która Cię miłuje jako swego Stwórcę i Zbawiciela.
A gdzie dowody jej miłości ku Bogu? Gdzie się pobożnie modliła? Gdzie się godnie spowiadała i przyjmowała Komunię Świętą? Przecież nawet w czasie Wielkanocnym, nie przystępowała do sakramentów świętych.

Niech zamilknie ksiądz, bo upomina się o nią zły duch.

Do niego należy od dawna. Czart jej dostarczał pieniędzy i środków do zemsty i on podsuwał jej okazje do zaspokajania niegodziwych pragnień. Po co jej mówić o niebie, którego nie chciała? Wolała bowiem pogrążyć się w przepaściach, niż stanąć przed obliczem Najświętszej Boga.

Umierającego ogarnia rozpacz i zwątpienie, bo widzi swoją haniebną przeszłość, groźną teraźniejszość i przyszłość. Widzi że zmarnowała święte natchnienia i wpada w przerażenie, jakiego nie sposób opisać. Teraz trudno już mówić o spowiedzi, dlatego ksiądz pokazuje umierającemu wizerunek ukrzyżowanego i nakłania go do żalu i ufności. Przyjacielu mój, oto Bóg który umarł dla twojego odkupienia, miej ufność w Jego nieskończonym miłosierdziu.

Ale taka zachęta zwiększa tylko rozpacz grzesznika, jest niemal niepodobne żeby ta lekkomyślna niewiasta mogła w jakiejkolwiek chwili mieć ufność w Chrystusie, z cierniową koroną na głowie. Przecież ona przez całe życie stroiła się, żeby przypodobać się światu. A jak Chrystus ogołocony z szat, będzie wyglądał w rękach skąpca?

O Boże! Jak bardzo ten obraz go przeraża. Bóg okryty ranami, ma się znaleźć w rękach lubieżnika. Bóg umierający za swoich nieprzyjaciół, w rękach mściwego. Nie. Zatwardziałym grzesznikowi nic nie pomoże, choćbyśmy mu podali Chrystusa przebitego gwoździami do krzyża. Dal niego wszystko się skończyło. Jego potępienie już zaraz nadejdzie. Ach! Trzeba umierać i ginąć na wielki, mimo tylu środków zbawienia. Mój Boże! Jaka rozpacz zżerać będzie na wieki chrześcijanina w piekle. Umierający chciałby się jeszcze pożegnać z tymi co go otaczają i z wysiłkiem wydobywa z siebie słowa pożegnania. Żegnam cię ojcze i matko na zawsze, żegnam was dzieci!

Ale nikt go już nie słyszy – wszyscy wyszli, bo myślą że już wyzionął ducha. A on wydaje się jeszcze że mówi: Biada mi! Jestem potępiony! Och, bądźcie ode mnie mądrzejsi.

Zanim wpadnie do piekła, podnosi jeszcze oczy do nieba, które na zawsze traci: żegnaj piękne niebo, siedzibo wybranych, które straciłem dla drobnostki. Żegnajcie piękni aniołowie i ty mój Aniele Stróżu, który z Woli Bożej bez przerwy mi towarzyszyłeś, ale na darmo nade mną pracowałeś. Jestem stracony. Żegnaj Święta Dziewico, Matko Najłaskawsza. Gdybym wzywał Twojej pomocy, na pewno bym znalazł przebaczenie. Żegnaj Jezusie Chrystusie, Synu Boży, który tyle wycierpiałeś dla mojego zbawienia. Zginąłem na wieki z własnej winy. I na co mi się przyda ta piękna religia i te przykazania, które mogłem zachować? Żegnaj mój duchowy pasterzu, gardziłem Tobą i Twoją gorliwością. Sprawiałem Ci tak wiele smutku, kiedy nie chciałem Cię słuchać. Niechby przynajmniej ci, co żyją na świecie, mogli uniknąć tego nieszczęścia. Dla mnie wszystko już stracone. Stracony Bóg, stracone niebo, stracone szczęście. Czeka mnie wieczny płacz i narzekanie. Znikła już dla mnie wszelka nadzieja. O Boże! Jak straszna jest Twoja sprawiedliwość! Skazujesz mnie na wieczne łzy i jęki dlatego, że odkładałem pokutę, że nie chciałem się nawrócić, że do końca żyłem w grzechach. Myślałem że przed śmiercią będę miał czas pojednać się z Tobą. Strasznie się zawiodłem.

Kiedy święty Hieronim został wezwany do umierającego, przyszedł, a widząc jego przerażenie, spytał o jego przyczynę. Usłyszał na tą odpowiedź: ojcze mój, jestem potępiony. Kiedy tylko umierający wypowiedział te słowa, natychmiast skonał.

Naprawdę straszny los czeka grzesznika, który nawrócenie odkłada na godzinę śmierci. Ilu to ludzi, którzy pewnie siebie, byli przekonani że się nawrócą. Ilu takich porwał diabeł do piekła? I co powiecie na to wy wszyscy, którzy się nie modlicie, nie spowiadacie, nie myślicie o poprawie? Czy dalej będziecie chcieli pozostawać w tym groźnym stanie, z którego w każdej chwili możecie wpaść w wieczne otchłanie?

Boże, daj nam żywą wiarę, oświeć nasze umysły, żebyśmy zrozumieli, jak strasznym nieszczęściem jest wieczne potępienie. Żebyśmy to zrozumieli i dzięki temu, jak najstaranniej odtąd unikali każdego grzechu. Amen

Tekst wpisu powstał na podstawie transkrypcji powyższego materiału wideo.